mandaryna mandaryna
463
BLOG

Wizyta wisiała na włosku

mandaryna mandaryna Polityka Obserwuj notkę 1

Premier Tusk w drodze do świnoujskiego gazoportu odwiedził Szczecin. By gospodarsko wraz z pre-Dutkiewiczem ministrem Zdrojewskim (który koniec końców nie dojechał) otworzyć szczecińską Akademię Sztuki. TVP na żywo, gronostaje, mosiądze i złote łańcuchy. Niemniej to niewątpliwy sukces, że pierwszy raz w historii naszego miasta pojawia się z prawdziwego zdarzenia publiczna uczelnia artystyczna (bo tym, którzy będą mówić, że to pierwsza taka uczelnia, przypominam o co prawda niewielkiej i prywatnej, ale jednak Wyższej Szkole Sztuki Użytkowej).

 

Na włosku wisiała jednak wizyta Tuska w Szczecinie. Okazało się bowiem, że zaproszonym na uroczystość jest również Pan na Wolinie, znany pod wyborczym kryptonimem Artur Balazs. Na głowie stawał Urząd Marszałkowski i Stanisław Gawłowski (ostatnio „popłynął” trochę w GW po Panu na Wolinie), by: zaproszenie do niego nie poszło, a jak już to, by ten go nie przyjął. Mogłoby dojść bowiem do niewygodnego dla premiera spotkania z kimś, kogo lubi nie bardzo, a zarazem, z którym trzeba, z zaciśniętymi zębami, liczyć się, i to liczyć poważnie. Artur Balazs ma doskonałe poczucie humoru i od samego początku wiedział, że będzie jak niezaproszona na chrzciny Śpiącej Królewny, i odpowiadała mu ta rola. I potworny galimatias, jaki przez to fundował organizatorom. Więc zachowywał się co najmniej dwuznacznie – raz potwierdzał, raz zaprzeczał, raz nie wykluczał, raz nie komentował. Dziennikarze do niego dzwonili i każdy dostawał odpowiedź inną i wymijającą. Niezły ubaw fundował sobie Pan Artur.

Koniec końców Donald przyjechał a Artur nie. Ale – by uniknąć jakichkolwiek rejterad w bratobójczym pojedynku Arka „Litwy” Litwińskiego z Piotrem Krzystkiem – odmówiono komukolwiek wystąpień. Zresztą nie tylko dlatego – Pan Artur w swoim dowcipie nie wykluczał, że zabierze głos, choć nie został ujęty w rozkładzie jazdy. Ostatecznie Kancelaria Premiera ustaliła scenariusz – pierwszy rektor Akademii Sztuki, Bogdan Zdrojewski i Donald Tusk. Nikt więcej. Oglądając transmisję, przypomniała mi się tegoroczna pierwszowrześniowa wizyta Pana Premiera w jego szkole w Gdańsku. Pan Dyrektor Szkoły i Pan Premier. Koniec – one man show.

Ale dość o tym. Są inne ciekawe sprawy.

Bomba Krzysztofa Zaremby powaliła mnie. Można oczekiwać, że w trakcie kampanii wyborczej pojawiać się będą różne pomysły, ale czegoś takiego nikt się chyba nie spodziewał. Zaremba Trzeci planuje odaszyć centrum Szczecina. Nowe „Dachy Paryża”. Projekt urbanistyczny godny emira Dubaju. Z drobną różnicą – Szczecin złożami ropy niestety nie dysponuje. Natomiast wiele wskazuje na to, że jest nieskończonym pokładem doskonałych pomysłów. Mam wrażenie, że niektórzy budzą się rano i mówią sobie – O! Dziś metro, jutro dachy, pojutrze most do Świnoujścia. A jeszcze większą moją radość przyniosła mi reakcja kolegów wyborczych pana Krzysztofa, którzy kontestującego Artura Ratuszyńskiego z Kuriera Szczecińskiego zaczęli odsyłać do wizualizacji pomysłu Krzysztofa Zaremby. Oni naprawdę w to wierzą. Uff!... Festiwal się zaczął.

Mam pomyłkę na koncie. Małgorzata Jacyna-Witt nie będzie tak gorąca, jak można było myśleć jeszcze przed tygodniem. Otóż nie spodziewam się już soczystego i krwawego jak stek języka ze strony pani radnej. Z prostej przyczyny, której dziennikarze tego nie zauważyli: pani Małgorzata przegrała odwoławczą rozprawę w sprawie o pomówienie Piotra Krzystka i określenie, że prezydent to „jeśli nie złodziej, to głupek”. Sąd oddalił jej apelację, orzekł jej sprawstwo, jednak zawiesił orzeczenie kary. Jeśli będzie powoływać się, cytować czy używać podobnych określeń do „głupek” i „złodziej”, sprawa się odwiesi, a one wzorem prezydenta Gorzowa Wielkopolskiego, będzie w ostateczności musiała sprawować swój urząd z miejsca odosobnienia. Dziś zatem założyła sobie lejce i kaganiec – konsekwencje ich niezałożenia mogą być trudne do przewidzenia.

Jutro debata kobieca. Pani Witt i pani Nowak grają u siebie. Widownia z pewnością wysoce sfeminizowana. Jędrzej pewnie będzie genderowy, Arek atakować będzie Krzystka za brak zapowiadanego pełnomocnika do spraw kobiet, Krzystek będzie się z tego tłumaczył. Mowa będzie o parytetach, inwestycjach związanych z kobietami i dla kobiet. Zatem kolejny festiwal i trochę nuda. Prowadzą Monika Adamowska i Jolanta Kowalewska z Gazety Wyborczej.

Moment o Jolancie Kowalewskiej. Duże zainteresowanie wzbudził we mnie jej tekst o Lubińskim jako prezydencie Szczecina. Ciągle nie wiem, czy była to wprawka do dowcipnego felietonu, czy próba samospełniającej się przepowiedni co do kandydowania Litwińskiego. Inna sprawa, że jeśli PiS by się nie wygłupiał, tylko naprawdę chciał zawalczyć o Szczecin, nie ciągnąłby swojego rydwanu Krzysztofem Zarembą czy Małgorzatą Witt, ale zaprosił do dyszla właśnie pana profesora. Przy odrobinie wcześniejszej kampanii – mogłoby się zakończyć bez drugiej tury. Tajemnicą poliszynela jest przecież, że kariera polityczna prof. Lubińskiej (której marzeniem było zostać ministrem finansów – warto spełniać swoje marzenia) to realizacja marzeń i ambicji jej małżonka. A jemu na pewno by było łatwiej niż pani profesor.

O konfetti i balonach, nowo zrodzonej przyjaźni nienawidzących się nawzajem, o uśpionym kandydacie, który wyszedł jak borsuk i jak borsuk schował się z powrotem do jamy – następnym razem.

mandaryna
O mnie mandaryna

Warto czasem nazwać rzeczy ich imieniem. Przypomnieć to, co padło, i skonfrontować to z tym, co jest mówione dziś. Nie akceptuję kompromisów z głupotą. I pamiętam, że wybory, to wyłącznie walka o głosy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka